Wiele kobiet, które muszą zmagać się z bolesnym zagadnieniem bezpłodności, szuka bezpiecznych i sprawdzonych metod na to, by zobaczyć upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Wiele zainteresowania, ale i kontrowersji wzbudza w ostatnich latach zagadnienie naprotechnologii. Cud dla przyszłych rodziców, a może zwykłe postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne? Sprawdźmy!
Pod tajemniczym zagadnieniem naprotechnologii (a pełna, właściwa nazwa to NaProTechnologia, pochodząca od angielskiego określenia Natural Procreative Technology) to opracowana na początku lat 90 metoda monitorowania, utrzymywania i stabilizowania prawidłowego funkcjonowania kobiecego układu rozrodczego. Za jej stworzenie odpowiada Thomas W. Hilgers, a opisał ją szczegółowo w swoim podręczniku. Do głównych zadań naprotechnologii należy określenie tego, jaki jest najkorzystniejszy czas na zapłodnienie. Pozwala to na leczenie niepłodności spowodowanej między innymi psychologiczną sferą funkcjonowania kobiecego ciała. Czy jednak naprotechnologia to metoda leczenia niepłodności kobiet?
Terapia z użyciem NaProTechnologii polega na szczegółowej diagnozie naturalnego cyklu płodności kobiety. Oprócz leczenia niepłodności osoby korzystające z tej metody chwalą sobie jej pozytywny wpływ na zaburzenia miesiączkowania, bóle menstruacyjne czy zespół napięcia przedmiesiączkowego, a nawet przedwczesne porody, endometriozę czy zespół policystycznych jajników.
W jaki sposób przebiega leczenie? Wykorzystuje się drobne zabiegi chirurgiczne, a także stosuje farmakologiczne środki hormonalne i inne metody leczenia. Kontrowersje wśród lekarzy budzi nazywanie tych działań NaProTechnologią – zdaniem części z nich, w tym prof. dr hab. n. med. Jerzego Radwana, jest to po prostu postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne, od dawna wykorzystywane w leczeniu niepłodności.
Do niewątpliwych zalet NaProTechnologii, które podkreśla część kobiet walczących z niepłodnością, jest to, że opiera się ona na dopuszczonych przez Kościół Katolicki naturalnych sposobach na planowanie rodziny. Sama technologia została zarejestrowana jako znak towarowy w Pope Paul VI Institute for the Study of Human Reproduction w USA.
Do kogo kierowana jest ta metoda? Dedykuje się ją kobietom z niepłodnością, która jest uleczalna (czyli stanem, w którym kobieta w czasie dwunastu miesięcy mimo częstotliwości 3-4 zbliżeń z partnerem w tygodniu nie zachodzi w ciążę) , a nie kobietom z bezpłodnością (czyli nieuleczalnym stanem, który uniemożliwia spłodzenie dziecka).
Podczas leczenia niepłodności z użyciem naprotechnologii regularnie analizuje się biomarkery płodności w cyklu miesiączkowym. Odbywa się to na bazie zmodyfikowanego modelu Creightona – sprawdza się przykładowo śluz szyjkowy, którego skład zmienia się w zależności od dnia cyklu. Obserwacja powinna być bardzo dokładna – nawet kilka razy w ciągu dnia analizuje się ilość i konsystencję śluzu z szyjki macicy czy pochwy a także plamienia i inne zaburzenia cyklu.
Co prawda ta metoda skupia się w pełni na kobiecym organizmie, nie zajmując się ewentualnymi przyczynami bezpłodności u jej partnera, ale niektóre z klinik oferują leczenie oparte na naprotechnologii, a skierowane do mężczyzn.
Wielu naukowców pozostaje sceptycznych jak chodzi o wykorzystanie naprotechnologii do leczenia niepłodności. Warto jednak pamiętać, że metoda Hilgersa zaleca również pełnowartościową dietę, wprowadzenie aktywności fizycznej i rezygnację z używek – a taka zmiana stylu życia może również znacząco zwiększyć szanse na zapłodnienie.